Wstaje. Rozglądam się. Nic nie ma sensu. Wszystko się skończyło. Cała mądrość, pomysły i plany. Nie jestem już na szczycie świata. Gdzie jestem? Jestem nigdzie. Znowu zostałem małym człowieczkiem. Przerasta mnie to, że muszę się tam znowu wspinać. To znaczy nie muszę. Mogę pozostać w marazmie. Zawsze tak robiłem. Bo tam, gdzie byłem wydaje się teraz tak daleko. Wiem, że nie dotrę tam w pięć minut. Wiem też, że im wcześniej przestanę pod sobą kopać, tym prędzej uda mi się wyjść z tego dołka. Nikt nie zrobi tego za mnie. Przestaję rozmyślać co by było gdyby i jak mogłoby być, a nie jest. Działam
Czasami myślę, że tak. Zdaje sobie wtedy sprawę, że mój internetowy image nie oddaje całej prawdy na temat tego kim jestem. Radosny Marcin to tylko część prawdy. Przez wiele lat zmagałem się z depresją i chad (choroba afektywna dwubiegunowa).
Zrozumiałem, że w pewnym momencie rozwoju świadomości szantaż emocjonalny, zmuszanie się i poczucie winy przestają działać. Nie można się już więcej siłować. Tylko lekkość, miłość i akceptacja są w stanie przybliżyć mnie do tego, czego pragnę.
Lekarze nie dają mi zbyt dużo nadziei... Sześć, do dziewięciu miesięcy życia... Nie ma od tego ucieczki... Miałem cudowne życie. Wiele razy podróżowałem po świecie, napisałem książki, poznałem wiele osób, jadałem w najlepszych restauracjach. Chciałbym jeszcze trochę pożyć, ale jeżeli nie jest mi to dane, to chciałbym wykorzystać jak najlepiej czas, który mi pozostał i wyciągnąć z tego jakieś wnioski...
Czułem, że powróciłem innym człowiekiem. Doświadczałem życia, jakbym co dopiero się urodził. Doceniłem to, że udało mi się dojść w jednym kawałku. Oh, życie.... Mogłem się dalej zachwycać tym całym pięknem. Zdałem sobie sprawę jak niewiele trzeba, żeby być szczęśliwym. To całe nieprzygotowanie, brak namiotu i jedzenia nie wydarzyły się "tak po prostu". Był środek nocy. Ja nie mogłem spać. Mój laptop nie działał. Impreza powoli dobiegała końca. Nagle dostałem objawienia. Wiadomość brzmiała: "Dostałeś tak wiele, może czas w końcu dać coś od siebie zamiast tylko brać?" W moim przemokniętym namiocie znalazłem kilka bananów i koszyk brzoskwiń, które zostawiłem na "czarną godzinę" przed wyjściem na górę. Ruszyłem na misję.
Marzyłem o tym, żeby zejść na dół i spisać tę historię. Szedłem po ciemku nad klifem, gdzie jeden zły krok oznaczał śmierć, a w najlepszym wypadku solidne złamania lub kalectwo. Nikt, kto umiera przez własną głupotę lub przypadek nie planuje tego. Tak samo ja. Chciałem żyć. Zdawałem sobie sprawę z ryzyka, ale było to silniejsze ode mnie. Czułem, że po prostu muszę to zrobić. Schodząc zastanawiałem się czy jest to coś pięknego, szalonego, czy może jest to najgłupsza rzeczy jaką zrobiłem w całym życiu. Zacząłem rozmyślać...A co jeżeli właśnie tutaj skończy się mój żywot? Ostatnią rzeczą jaką po mnie zostanie będzie to, że uparłem się, żeby iść po ciemku po tak niebezpiecznym szlaku. Czy może uda mi się jednak zejść tak jak planowałem? Wrócę na parking, zabiorę laptopa i spiszę tą historię. Wiedziałem, że jeżeli dotrę to nic nie będzie takie samo
Dziś znowu to samo. Cóż za wspaniały kontrast! A zaczęło się tak niewinnie. Zapytała się mnie o to jak wygląda sytuacja z moim własnym domkiem w Ekowiosce. Pytała się mnie też o bliską osobę, którą miała okazje poznać. Musiałem się chwilę zastanowić. Ojej... - myślę sobie... Przecież to już jest takie nieaktualne. To jest takie... z przed trzech miesięcy... To było tak dawno temu...
Znów to zrobiłem. Czuję jakbym narodził się na nowo i widział świat po raz pierwszy. Tym razem jestem czuje to mocniej Jaram się tym i chcę o tym mówić. Kiedyś zastanawiałem się, czy jest to w ogóle rzetelne... Czy mój punkt widzenia i moje odczucia są prawdziwe? Jak mogę to sprawdzić? A może to mi się w ogóle wydaje?
Najpierw pracowałem dzień i noc siedem dni w tygodniu jako sprzątacz w kołchozie w Anglii, w firmie AFM. Ogrom pracy i zmęczenie spowodował to, że miałem czas jedynie na sen i przygotowanie jedzenia. Nie było miejsca na przyjemności. Taki paradoks, bo im więcej szalonych rzeczy się działo tym więcej miałem do powiedzenia (napisania), a w tym samym czasie nie było kiedy tego z siebie wyrzucić
Dochodziła siódma. Zdałem sobie sprawę, że niedługo będzie ciemno i muszę złapać stopa przed zachodem słońca, w przeciwnym razie czeka mnie noc i koczowanie na stacji benzynowej lub w krzakach. Zacząłem wątpić, że uda mi się coś złapać. Zacząłem nawet sprawdzać Blablacar. Nagle zupełnie znikąd pojawiła się dziewczyna z plecakiem. Cześć - rzuciła pewnie. Siema - odparłem. Chcesz stopować razem? - zapytała. Dwadzieścia minut później byliśmy już w aucie jadącym do Białegostoku.
Przez ostatnie trzy tygodnie byłem w Podlodówku jako wolontariusz na Międzynarodowym Festiwalu Permakooperatywy organizowanym przez Ogrody Permakultury. Każdy spędzony tam dzień był świetną przygodą. Gdybym miał więcej motywacji, internet i deko dłuższą dobę to codziennie mógłbym naskrobać co najmniej jeden tekst. Ale wolałem tam być i przeżywać. Teraz nadrabiam zaległości, kochani! .
Spojrzałem na zegarek - była 4.20. Leżałem na trawie i wygrzewałem się w słońcu. Zdałem sobie sprawę, że jestem na czubku Ziemi. Poczułem jedność z całym wszechświatem. Czas się zatrzymał i wszystko zaczęło mieć sens
Czujesz, że żyjesz w świecie wartości, których inni nie rozumieją? Nie rozumiesz dlaczego coś co dla ciebie jest podłogą, dla innych jest sufitem? Odpowiedź jest prosta. My wciąż ewoluujemy! W poniższym wpisie przedstawię teorię Spiral Dynamics
Mogę już umierać. Moje życie nie pójdzie na marne. Nie dość, że "to" poczułem, to jeszcze mogłem się tym podzielić. I Ty też to czujesz. Ty mnie rozumiesz. Pozwoliłaś mi być sobą i wzięłaś mnie takiego jakim jestem. Dziękuje Ci za to. Pomimo, że list kieruje do Ciebie, to już i tak to wszystko wiesz. To nic. Mam za to ogromną ochotę wysłać to w świat.
Ja w prawo, on w prawo. Ja w lewo, on w lewo. Tam gdzie ja, tam on. I tańczymy tak sobie pomiędzy zamrażarką z martwymi rybami, a stoiskiem warzywnym. Myślę sobie - dość. Staję na baczność i pozwalam Januszowi mnie obejść. Tylko tak mogę zakończyć ten dziki taniec.
Pewna kobieta zgodnie z rodzinną tradycją przygotowywała świąteczną pieczeń. Był to kawałek szynki - z pupy świnki. Jak zawsze odkrajała po kilka centymetrów mięsa z obydwu stron i dopiero wtedy układała je na blachę. Sposób przyrządzania tej potrawy zainteresował jej męża.
- Dlaczego odkrajasz te kawałki po bokach? - zapytał. - Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. To przepis mojej mamy. Od zawsze tak robiliśmy - odpowiedziała żona. Normalnie. Byłem jednym z setki statystów w filmie "Unbroken" - reżyserowanym przez nią i kręconym w 2014 w Sydney. Grałem tam fińskiego biegacza, który wraz z resztą fińskiej ekipy biegał sobie gdzieś w tle głównej sceny. Ale do tego przejdę później. Wyglądałem wtedy tak:
Od zawsze widziałem coś magicznego w tym, że w ogóle żyję. Że widzę, że czuję, że doświadczam życia. Że jest w mojej głowie jakiś komputer, który wszystko przetwarza. Wszystko dookoła było takie tajemnicze i piękne zarazem.
Moim celem jest uczynić ludzi bezwarunkowo wolnymi. Twierdzę bowiem, że jedyna duchowość to nieskazitelność jaźni, która jest wieczna, to harmonia między rozumem a miłością. Oto jest absolutna, bezwarunkowa Prawda, która jest samym życiem. Dlatego chcę uczynić człowieka wolnym, radosnym niczym ptak na czystym niebie, niczym nie obarczonym, niezależnym, a w tej wolności pełnym zachwytu.
We wczesnym stadium tak zwanych związków romantycznych odgrywanie ról jest zjawiskiem powszechnym i ma na celu przyciągnięcie i zatrzymanie kogoś, kto jest uznany przez ego za osobę, która "uczyni mnie szczęśliwym, wyjątkowym i zaspokoi wszystkie moje potrzeby. "Zagram kogoś, kim chciałabyś, żebym był, a ty zagrasz kogoś, kim ja chciałbym, abyś była". Na tym polega ta niewypowiedziana i nieświadoma umowa.
"Nie" dla lotniska w Białymstoku! Referendum wyjaśniło skąd u lokalnych polityków absurdalny pomysł budowy lotniska w Białymstoku. Władza chce je budować, bo my, społeczeństwo, chcemy je mieć. Mamy takich liderów na jakich zasługujemy. Czyli wyżej sramy niż dupę mamy. Nie orientujemy się gdzie ma być lotnisko i kto i ile za nie zapłaci. Wiemy jedynie, że nam się ono należy. Ignorancja pełną gębą
Alkoholowa spowiedź prosto z Australii [Część III]Pamiętam moją pierwszą noc w Sydney. Piliśmy z chłopakami wódkę przywiezioną z Polski. Siedziałem pod palmą i patrzyłem w gwiazdy. Byłem już dobrze nawalony, ale jakby na chwilę otrzeźwiałem. Obleciał mnie strach. Zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Byłem w Australii i nie miałem biletu powrotnego.
Marcin Wegański: Pijacka Spowiedź Ateisty - Smutek, Samotność i Strach Przed Nieznanym [Część II]1/1/2017 W Niewoli Własnych Przekonań...Więc zamiast adresować moje problemy i uczucia upijałem się do urwanego filmu i robiłem durnoty. Podświadomie wiedziałem, że chlanie nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale nie umiałem tego zmienić. Czułem ogromną potrzebę wypicia. Mając promile we krwi czułem, że mogłem w końcu na chwilę odpocząć od smutku i żalu, który w sobie gromadziłem. Uwielbiam ten moment do tej pory. Taka chwila ukojenia. Czas, kiedy choć na chwilę mogłem zapomnieć co wypada i puścić wodzę fantazji. Dlatego piłem. A kiedy piłem to nie znałem limitu. Efektem tego było jedynie pogarszające się zdrowie: psychiczne i fizyczne. Krzyczałem wtedy moim zachowaniem:
- Hej, tu jestem! Niech ktoś mnie w końcu zauważy! Pomocy! Byłem tak najebany, że ledwo stałem na nogach. Powiedziałem, że jadę po piwo. No i pojechałem. Tylko, że nie do nocnego dwie ulice dalej. Piliśmy w środku puszczy, na totalnym zadupiu. Jakieś 15 km od najbliższej stacji benzynowej. Żeby było śmieszniej to zabrałem jeszcze ze sobą dwóch małolatów. Mi wciąż było mało emocji. Dla zabawy wyłączałem światła jadąc 160 km/h. Wróciliśmy bez zadrapania. Jak? Sam nie wiem do tej pory.
|