Konsumuję rzeczywistość w kawałkach, które nie zawsze mogę przełknąć. Niekiedy się nimi dławię. Później przeżuwam to znów. Żeby nie zwariować wypluwam to w postaci tekstów.
Moje przemyślenia, które wydają mi się tak ważne, jakbym miał wiadomość od samego stwórcy. Kiedy indziej mam wrażenie, że to wszystko jest kompletnie bez znaczenia. Świadomy swojej śmierci wiem, że jestem tu tylko na chwile i niedługo mnie tutaj nie będzie. Świat będzie istniał nadal, jakby mnie tu nigdy nie było...
Więc po co robić cokolwiek? Odpowiedź jest prosta. Bo mogę, bo chcę oraz dla samej przyjemności tworzenia. Po prostu czuję, że dzielenie się tym wszystkim jest sensem mojego życia.
Moje przemyślenia, które wydają mi się tak ważne, jakbym miał wiadomość od samego stwórcy. Kiedy indziej mam wrażenie, że to wszystko jest kompletnie bez znaczenia. Świadomy swojej śmierci wiem, że jestem tu tylko na chwile i niedługo mnie tutaj nie będzie. Świat będzie istniał nadal, jakby mnie tu nigdy nie było...
Więc po co robić cokolwiek? Odpowiedź jest prosta. Bo mogę, bo chcę oraz dla samej przyjemności tworzenia. Po prostu czuję, że dzielenie się tym wszystkim jest sensem mojego życia.
Długa wersja:
Kiedy byłem dzieckiem, tak bardzo ciekawiło mnie jak to jest być dorosłym i wszystko rozumieć. Wszyscy dookoła mnie gdzieś pędzili. Nie rozumiałem tego. Stanąłem więc z boku i przyglądałem się. Zacząłem się zastanawiać, czy wiem jak prawidłowo żyć. Zadawałem pytania, lecz nikt nie mógł zrozumieć o co mi chodzi. Powiedziano mi, że jestem tylko dzieckiem i najpierw muszę dorosnąć. Uwierzyłem im.
Dziś pozwalam sobie to poczuć. Ten spokój, który i tak zawsze był we mnie. Tym razem jednak czuje to mocniej. Zwróciłem się do wewnątrz i zaufałem sobie. Nie będę już więcej przepraszać za to co czuję. Teraz wiem, że to co się liczy to przeżycia z pierwszej ręki. Mój punkt widzenia, moje uczucia, mój strach i moje marzenia są w mojej rzeczywistości najważniejsze. I biorę za to odpowiedzialność. Zamiast walczyć z życiem zestrajam się z nim. Robię to co podpowiada mi serce, bo wiem, że ono nigdy się nie myli.
Zostałem tym wszechwiedzącym dorosłym. Wiem, że to całe "jak dorośniesz to zobaczysz" to zwykła ściema. W każdym dorosłym jest dziecko, które nie ma pojęcia co dzieje się dookoła. Przypominam sobie na przykład moich nauczycieli z podstawówki. Wtedy nie rozumiałem dlaczego byli tacy agresywni. Dlaczego krzyczeli i poniżali. Dziś wiem, że byli to zwykli ludzie. Dwudziestoparoletni, sfrustrowani magistrowie, którzy podejmowali się arcytrudnego zadania jakim jest przekazywanie wiedzy rozwydrzonej bandzie dzieci. Nie radzili sobie i stąd brała się ich frustracja.
Dzieci, z którymi siedziałem razem w ławce w podstawówce sami są dziś rodzicami. Wplątani w prozę życia udają przed swoimi dziećmi wszechwiedzących ojców i matki. Tak jakby największym wstydem rodzica było przyznać się przed dzieckiem, że są zwykłymi ludźmi. Chodzą do bardzo ważnej pracy, a ich dzieci widzą dokładnie to co ja ponad 20 lat temu. Brak sensu i pogoń. Tylko za czym? Tego nie wie nikt. I oni też mówią: "Kiedyś zobaczysz" - tak jak nasi rodzice mówili kiedyś do nas.
Wiem, że wiek o niczym nie świadczy. Patrzę na moją babcię, która niegdyś wydawała się skarbnicą wiedzy. Dziś nie mogę się nadziwić, że chce wyleczyć grypę za pomocą herbaty i nie przestrzega zaleceń lekarzy. Mój ojciec, który nabawił się większości problemów zdrowotnych poprzez styl życia i odżywiania, nie jest w stanie zmienić nawyków żywieniowych nawet w obliczu choroby nowotworowej. Albo mama, która jest tak dobra dla wszystkich dookoła, że zapomina dogodzić osobie najważniejszej w jej świecie – sobie samej.
Kiedy byłem mały wszyscy byliście dla mnie wzorem. Dziś widzę, że każdy improwizuje. Nikt nie ma na nic odpowiedzi. Każdy żyje tak jak czuję. Problem jest taki, że każdy czuje inaczej. I to co jest dobre dla was wcale nie musi być dobre dla mnie. Dlatego ja zaufałem sobie. Nikt nie jest już dla mnie autorytetem. To nie jest tak, że uważam, że jestem ponad kimś. Ja po prostu wiem, że nikt nie jest nade mną. Wszyscy jesteśmy równi.
Jakiś czas temu byłem na was zły. Odkryłem, że tak wiele moich przekonań, których w sobie nie lubię pochodzi od was. Że robię dokładnie to samo, czego nienawidziłem w was będąc dzieckiem. Zacząłem w sobie nosić żal pod tytułem: "To wy mi to zrobiliście!"
Dziś rozumiem, że każdy z was chciał dla mnie dobrze. Traktowaliście mnie tak jak traktowaliście siebie. Jeżeli dostałem za mało miłości to znaczy, że osoba nie miała jej też wystarczająco przede wszystkim dla siebie. Jeżeli ktoś nauczył mnie żyć w strachu to znaczy, że sam też tak żyje. Wybaczam wam. Wybaczam sobie. Przeszłości nie zmienię, ale w tej chwili tylko ja decyduję, które przekonania chcę zachować, a które wyrzucić. Nikt nie przeżyje życia za mnie.
Ten tekst pochodzi z wpisu "Pierwszy dzień reszty mojego życia" KLIKNIJ TUTAJ ABY PRZECZYTAĆ CAŁOŚĆ
Kiedy byłem dzieckiem, tak bardzo ciekawiło mnie jak to jest być dorosłym i wszystko rozumieć. Wszyscy dookoła mnie gdzieś pędzili. Nie rozumiałem tego. Stanąłem więc z boku i przyglądałem się. Zacząłem się zastanawiać, czy wiem jak prawidłowo żyć. Zadawałem pytania, lecz nikt nie mógł zrozumieć o co mi chodzi. Powiedziano mi, że jestem tylko dzieckiem i najpierw muszę dorosnąć. Uwierzyłem im.
Dziś pozwalam sobie to poczuć. Ten spokój, który i tak zawsze był we mnie. Tym razem jednak czuje to mocniej. Zwróciłem się do wewnątrz i zaufałem sobie. Nie będę już więcej przepraszać za to co czuję. Teraz wiem, że to co się liczy to przeżycia z pierwszej ręki. Mój punkt widzenia, moje uczucia, mój strach i moje marzenia są w mojej rzeczywistości najważniejsze. I biorę za to odpowiedzialność. Zamiast walczyć z życiem zestrajam się z nim. Robię to co podpowiada mi serce, bo wiem, że ono nigdy się nie myli.
Zostałem tym wszechwiedzącym dorosłym. Wiem, że to całe "jak dorośniesz to zobaczysz" to zwykła ściema. W każdym dorosłym jest dziecko, które nie ma pojęcia co dzieje się dookoła. Przypominam sobie na przykład moich nauczycieli z podstawówki. Wtedy nie rozumiałem dlaczego byli tacy agresywni. Dlaczego krzyczeli i poniżali. Dziś wiem, że byli to zwykli ludzie. Dwudziestoparoletni, sfrustrowani magistrowie, którzy podejmowali się arcytrudnego zadania jakim jest przekazywanie wiedzy rozwydrzonej bandzie dzieci. Nie radzili sobie i stąd brała się ich frustracja.
Dzieci, z którymi siedziałem razem w ławce w podstawówce sami są dziś rodzicami. Wplątani w prozę życia udają przed swoimi dziećmi wszechwiedzących ojców i matki. Tak jakby największym wstydem rodzica było przyznać się przed dzieckiem, że są zwykłymi ludźmi. Chodzą do bardzo ważnej pracy, a ich dzieci widzą dokładnie to co ja ponad 20 lat temu. Brak sensu i pogoń. Tylko za czym? Tego nie wie nikt. I oni też mówią: "Kiedyś zobaczysz" - tak jak nasi rodzice mówili kiedyś do nas.
Wiem, że wiek o niczym nie świadczy. Patrzę na moją babcię, która niegdyś wydawała się skarbnicą wiedzy. Dziś nie mogę się nadziwić, że chce wyleczyć grypę za pomocą herbaty i nie przestrzega zaleceń lekarzy. Mój ojciec, który nabawił się większości problemów zdrowotnych poprzez styl życia i odżywiania, nie jest w stanie zmienić nawyków żywieniowych nawet w obliczu choroby nowotworowej. Albo mama, która jest tak dobra dla wszystkich dookoła, że zapomina dogodzić osobie najważniejszej w jej świecie – sobie samej.
Kiedy byłem mały wszyscy byliście dla mnie wzorem. Dziś widzę, że każdy improwizuje. Nikt nie ma na nic odpowiedzi. Każdy żyje tak jak czuję. Problem jest taki, że każdy czuje inaczej. I to co jest dobre dla was wcale nie musi być dobre dla mnie. Dlatego ja zaufałem sobie. Nikt nie jest już dla mnie autorytetem. To nie jest tak, że uważam, że jestem ponad kimś. Ja po prostu wiem, że nikt nie jest nade mną. Wszyscy jesteśmy równi.
Jakiś czas temu byłem na was zły. Odkryłem, że tak wiele moich przekonań, których w sobie nie lubię pochodzi od was. Że robię dokładnie to samo, czego nienawidziłem w was będąc dzieckiem. Zacząłem w sobie nosić żal pod tytułem: "To wy mi to zrobiliście!"
Dziś rozumiem, że każdy z was chciał dla mnie dobrze. Traktowaliście mnie tak jak traktowaliście siebie. Jeżeli dostałem za mało miłości to znaczy, że osoba nie miała jej też wystarczająco przede wszystkim dla siebie. Jeżeli ktoś nauczył mnie żyć w strachu to znaczy, że sam też tak żyje. Wybaczam wam. Wybaczam sobie. Przeszłości nie zmienię, ale w tej chwili tylko ja decyduję, które przekonania chcę zachować, a które wyrzucić. Nikt nie przeżyje życia za mnie.
Ten tekst pochodzi z wpisu "Pierwszy dzień reszty mojego życia" KLIKNIJ TUTAJ ABY PRZECZYTAĆ CAŁOŚĆ