Mogę już umierać. Moje życie nie pójdzie na marne. Nie dość, że "to" poczułem, to jeszcze mogłem się tym podzielić. I Ty też to czujesz. Ty mnie rozumiesz. Pozwoliłaś mi być sobą i wzięłaś mnie takiego jakim jestem. Dziękuje Ci za to. Pomimo, że list kieruje do Ciebie, to już i tak to wszystko wiesz. To nic. Mam za to ogromną ochotę wysłać to w świat. Doznałem czegoś, na co czekałem całe życie. I nie miałem nawet potrzeby opisywania tego na blogu, mówienia znajomym, czy rodzinie. Bo to wszystko jest bez znaczenia. Nic mi nie doda, ani nie polepszy. Bo to jest tylko i wyłącznie moje. Chcę jednak się tym podzielić. Bo wiem, że jest to coś wyjątkowego.
Czułem to już wcześniej wiele razy, ale z mniejszą świadomością. Z taką niepewnością pt.: "czy to jest to?" , "czy jestem godzien?" Ale kiedy poczułem to wiedząc, że "to jest to" mogłem się w tym w końcu rozpłynąć i poczuć w każdej cząstce mojego istnienia. Czuję jakbym narodził się na nowo. Cokolwiek mi się nie przydarzy nie przebije już tego. Nie znaczy to, że moje życie straciło sens. Wręcz odwrotnie. Ma nową głębię. To jest mój nowy wyznacznik tego, jak chcę przejść przez życie. Kiedy rozmyślam nad swoim istnieniem to myślę, że najbardziej bałem się, że będę tak gdzieś biegł i zapomnę pokazać światu siebie i żyć swoim życiem. Często miałem w sobie to uczucie, kiedy brnąłem w ślepy zaułek wiedząc, że sam się pogrążam. I w głębi duszy wiedziałem, że krzywdzę siebie i ludzi dookoła. Ale dalej to robiłem. Liczyłem, że ktoś zmieni coś za mnie. Że mnie "naprawi" albo pokieruje na właściwe tory. Lecz musiałem zrobić to sam. Napisałem tekst: Miłość, Związki i Przebudzenie Odważyłem się napisać, czego nie chcę i czego mam dość. I tak po cichu to, co bym chciał. Nie miałem nic do stracenia. Gdzieś w środku mnie zawsze tliła się ta nadzieja, że relacje międzyludzkie mogą być radosne. Był to znak, że jestem gotowy. Kiedy odważyłem się żyć swoim życiem wszechświat wysłał mi Ciebie. Kolejne przypomnienie, że w naturze nie ma próżni. Reszta zadziała się sama. Okazało się, że to czego najbardziej się bałem jest czymś najbardziej wartościowym co spotkało mnie w życiu. Jesteś nagrodą za to, że odważyłem się żyć i być sobą. Poprzez to, że po prostu jesteś, wprowadzasz coś pięknego do mojego życia oraz dla całego świata. Jest to też sygnał dla mnie, że ja też mogę po prostu być. I dać światu siebie - dokładnie takim jakim jestem. Nic więcej, nic mniej. Po prostu ja. Dorastałem z głupim przeświadczeniem, że związek ma mieć przyszłość. Ja jestem zdania, że lepiej, żeby miał teraźniejszość. Bo jeżeli nie ma "tego czegoś" w chwili obecnej to nie będzie tego też w przyszłości. Bo przyszłość to iluzja. Przychodzi do nas zawsze w postaci chwili obecnej. Więc oddelegowanie czegokolwiek do przyszłości jest absurdem. Wtedy tracimy z oczu to co jest pod nosem. A raczej to czego nie ma w większości relacji damsko - męskich. Czyli magii. Są za to role, wymagania i plany. Dlatego tym bardziej dziękuje Ci, że tak mocno na początku naszej znajomości poprosiłaś mnie, żebym nie rezygnował z siebie i zawsze stawiał siebie na pierwszym miejscu. Jest to piękne. Bo nie wiem skąd się wzięło w ludziach przekonanie, że trzeba się poświęcać dla drugiej osoby. Że o miłość trzeba walczyć i o nią zabiegać. Nie. Ona jest albo jej nie ma. Tyle. My nie staraliśmy się być interesujący. Po prostu byliśmy sobą. To wystarczyło. Świadomość tego, że czujesz tak samo utwierdza mnie w tym co i tak już we mnie było. Ale teraz czuje to mocniej. Kiedy człowiek jest szczęśliwy sam ze sobą to nie musi liczyć na drugą osobę. Ale dużo osób tego nie wie. Nie znają siebie i nie wiedzą, że wszystko czego oczekują od partnera mają już w sobie. Że są kompletni. Ktoś, kto tego nie wie zawsze będzie szukał szczęścia gdzieś, gdzie go nie ma. Będzie się oddalał od jedynego prawdziwego miejsca, gdzie ono mieszka - swojego wnętrza. My zdawaliśmy sobie z tego sprawę i dlatego możemy się cieszyć swoim istnieniem, zamiast nakładać na siebie role. Kiedy nic nie wymagamy to wszystko płynie. Nic nie musimy. Za to możemy wszystko. Przez całe życie słuchałem rad jak facet powinien zachować się w związku. Jak kochać, jak przytulać, jak interpretować sygnały. I zawsze się w tym gubiłem. Myślałem, że tego nie potrafię. Lecz przy Tobie okazuje się, że wszystko wiem. Wystarczyło, że złapałem kontakt z samym sobą. I wtedy zacząłem czuć jedność z Tobą. Nie wiem jak, nie wiem skąd. Po prostu to czułem. I wszystko co wypływało z tej energii było właściwe. Każdy mój ruch i gest. Wiedziałem kiedy coś powiedzieć, kiedy przytulić, a kiedy milczeć i upajać się chwilą. Kiedy poczułem tą wolność, to okazało się też, że umiem mówić komplementy. Przychodzą mi one naturalnie, kiedy wypływają prosto z serca. Ale w tym samym czasie nie wiem co będzie jutro i czy jutro też będę to czuł. I mówię o tym wprost. Wtedy mogę napawać się każdym momentem, który spędzam z Tobą. Nie analizuje i nie przewiduje co będzie to dla nas oznaczać. Nie myślę o tym, jak to zinterpretujesz - być tak mocno w "tu i teraz" i nie myśleć o przyszłości - wtedy jest błogo. Od zawsze intrygował mnie tekst "podryw". Czyli robienie czegoś po to, żeby zdobyć drugą osobę. Sztuką jest być po prostu człowiekiem zawsze doceniającym życie i to co jest dookoła – nie po coś, nie żeby wywrzeć na kimś wrażenie. Robić tak, bo takim człowiekiem się jest, bez względu na to czy uzyska się coś w zamian czy nie. Dziesiątki facetów chciało Cię "mieć". I szukało usilnie czegoś, dzięki czemu będą mogli Cię zwabić w swoje sidła. Jak się okazało kluczem do Twojego serca było to, że nie ma żadnej metody. Metodą jest to, żeby po prostu być dokładnie tym, kim się już jest. Dziękuje Ci za to, że jesteś i pozwalasz mi też po prostu być. |