Zrozumiałem, że w pewnym momencie rozwoju świadomości szantaż emocjonalny, zmuszanie się i poczucie winy przestają działać. Nie można się już więcej siłować. Tylko lekkość, miłość i akceptacja są w stanie przybliżyć mnie do tego, czego pragnę. Praca na szmacie w Anglii przypomniała mi o starych dobrych czasach z Sydney. Będąc w Australii pracowałem w pewnej fabryce przez dwa lata. Praktycznie codziennie wstawałem około piątej. Kilka minut przed szóstą byłem już w pracowniczej kuchni i jadłem śniadanie. Był to czas wielu różnych zmian w moim życiu. Nie imprezowałem już, więc postanowiłem, że mając wolną sobotę zrobię coś dla siebie. Skoro nie budziłem się w każdy weekend z kacem postanowiłem pójść pobiegać, żeby zażyć naturalnego haju. Problem zaczął się pojawiać przy wstawaniu. Próbowałem się zmusić, ale bardzo rzadko mi się to udawało. Im większą presję próbowałem na siebie wywrzeć tym więcej miałem oporu. Zamiast zrobić sobie przyjemność z biegania zacząłem się frustrować. Byłem zły, że nie mogę się zmusić i że marnuje piękny dzień. Później dołowałem się jeszcze bardziej, bo stresowałem się z tego powodu, że się stresowałem wcześniej. Próbowałem zrozumieć siebie i sytuacje w której się znalazłem. Zacząłem się zastanawiać... Jak to jest, że mogę wstać o piątej z rana i przez dziewięć godzin robić rzeczy, których nie lubię z ludźmi, którzy mnie nie szanują, tylko po to, żeby zarobić dolary... Dlaczego więc tak trudno było mi się zmusić do biegania lub pisania, które sprawiało mi dużą frajdę? Powoli zaczynało do mnie dochodzić, że sam sobie robię pod górkę. Lecz nie wiedziałem jak z tego wyjść. Jakiś czas temu trafiłem na teorię ewolucji świadomości - Spiral Dynamics. Opisałem ją w artykule Ewolucja Świadomości. Eureka! Wcześniej delikatnie romansowałem z ideą lekkości i akceptacji. Ale dopiero, kiedy zagłębiłem się w tę teorie rozumiałem, że od początku miałem racje. Po prostu wtedy nie ufałem sobie jeszcze na tyle, żeby w to wejść na sto procent. Mogłem zmusić się do wstawania do pracy, bo podświadomie bałem się, że nie będę miał co włożyć do blendera i wyląduje pod mostem albo na ulicy bez środków do życia. Więc ten strach mnie motywował. Sport, pisanie i inne rzeczy, które robię dla przyjemności nie są niezbędne dla mojego przetrwania. A jednak czuję, że moje życie nie jest pełne, kiedy tego nie robię. Jak więc zrobić, żeby być zaspokojonym na wszystkich poziomach? Zrozumiałem, że w pewnym momencie rozwoju świadomości szantaż emocjonalny, zmuszanie się i poczucie winy przestają działać. Nie można się już więcej siłować. Tylko lekkość, miłość i akceptacja są w stanie przybliżyć mnie do tego, czego pragnę. Wytwarza się wtedy poczucie jedności i wewnętrzny spokój. Nabieram wtedy pewności siebie i mogę wtedy wdać się ze sobą w bardzo interesującą dyskusję: „Jak będę się czuł, kiedy pójdę biegać albo pisać? Nie muszę tego robić, ale jednak czuję mocną potrzebę. Dlaczego?” Sprawia mi to przyjemność. Tak po prostu. Będę się czuł wewnętrznie spełniony. Poczuję, że moje życie ma sens. Nie da mi to pieniędzy, nie pomoże w przetrwaniu, ale jednak chcę to zrobić. Nie tylko chcę, a wręcz czuję, że nie mogę inaczej. Było mi to trudno zaakceptować. Byłem wychowany w tradycyjnej rodzinie, gdzie nie było miejsca na dyskusję o wyższych potrzebach. Chodzić do szkoły, bo tak trzeba, znaleźć pracę, bo przecież trzeba za coś żyć. Chyba dlatego od czasów nastoletnich byłem buntownikiem. Nie chciałem żyć w schemacie: praca-dom. Czułem, że przyszedłem na świat po coś więcej. Nawet rok temu, kiedy zacząłem już pisać i publikować to wciąż miałem w sobie ten opór. Powstawały wtedy takie trochę męczące teksty jak np. Jak przeżyć życie? Chciałem tej lekkości, ale rządził mną strach. Zamiast dać się ponieść to tłumaczyłem wszystkie "za" i "przeciw". Dziś wiem, że byłem pomiędzy różnymi poziomami i nie umiałem się w tym odnaleźć. Stare nie dawało już satysfakcji. Nowe jeszcze się nie ukorzeniło. Dziś staram się mieć w tym balans. Żyję w materialnym świecie, potrzebuje pieniędzy, ale w tym samym czasie chcę dbać o wyższe potrzeby. Bo przeważnie jestem całkowicie w jednym albo drugim. Czyli zaniedbuje finanse i skupiam się na przyjemnościach. Albo poświęcam się zarabianiu i zapominam o pasjach. Mając 30 lat robię sobie właśnie w głowie formata dysku. Uczę się poświęcać pasji. Uczę się lekkości życia. Wiem, że nawet jak się robi co się lubi, to mogą przyjść gorsze momenty. Ale jak mówi Jim Carrey: "Zawsze jest szansa, że możesz zaznać porażki w tym czego i tak nie lubisz robić. Więc lepiej jest zaryzykować i spróbować się w tym co się kocha." Czytaj też: |