Przez ostatnie trzy tygodnie byłem w Podlodówku jako wolontariusz na Międzynarodowym Festiwalu Permakooperatywy organizowanym przez Ogrody Permakultury. Każdy spędzony tam dzień był świetną przygodą. Gdybym miał więcej motywacji, internet i deko dłuższą dobę to codziennie mógłbym naskrobać co najmniej jeden tekst. Ale wolałem tam być i przeżywać. Teraz nadrabiam zaległości, kochani! . Zapomniałem ładowarki do laptopa (co na początku wydawało mi się tragedią). Jednak po trzech tygodniach wyjazdu miałem jeszcze sporo baterii do wykorzystania. Byłem zbyt zaabsorbowany wyrywaniem glutenu, kopaniem w ziemi, przytulaniem się, rozmowami oraz gotowaniem i kompletnie olałem pisanie. Kiedy jestem w domu i nie dzieje się nic szczególnego - mam dużo czasu na pisanie i nawet kiedy nie publikuje, to często klawiatura jest gorąca. Ale kiedy działo się sporo to chciałem w tym być, a nie pisać o tym. Przygotowanie do festiwalu, festiwal, work-camp i to wszystko co działo się potem. Zrezygnowałem z pisania, bo nie chciałem tego stracić. Nie chciałem zastanawiać się co to dla mnie oznacza i jak to opiszę. Więcej życia - mniej czasu na pisanie. Więcej czasu na pisanie - mniej życia. Zastanawiałem się jak cieszyć się życiem i być w "tu i teraz" i w tym samym czasie pisać i wrzucać teksty na bloga. W zasadzie pisząc te słowa już pojawiła mi się odpowiedź jak to zrobić – normalnie. Kiedy idę w pole - mam być w polu i skupić się w 100% na wyrywaniu glutenu i filozoficznych rozkminach. A kiedy mam czas wolny i chcę napisać co ciekawego robiłem - przysiąść do kompa i o tym napisać. Proste, co nie? Czuję, że było mi to potrzebne. Tym bardziej, że tej atmosfery oraz klimatu nie da się opisać. Nie da się pokazać na zdjęciu. To trzeba przeżyć i poczuć. I to właśnie robiłem... Niby "tylko" trzy tygodnie, ale czuję, że po raz kolejny moje życie nabrało rozpędu. Jeszcze w marcu miałem dwie prace. Zrezygnowałem z jednej (tej mniej płatnej i bardziej absorbującej), żeby mieć więcej czasu dla siebie. W połowie kwietnia druga praca zrezygnowała ze mnie. Nie przejąłem się tym. I dobrze! Bo gdyby nie to, nie mógłbym sobie pozwolić na trzytygodniowy wyjazd na wolontariat i pomoc przy festiwalu. Jest w tym jakiś wyższy porządek. Wszystko samo się klaruje – ja tylko pozwoliłem się temu zadziać. Pokochałem to miejsce tak bardzo, ale postanowiłem je opuścić na całe wakacje i wyjechać na 3 miesiące do pracy, do Anglii. Wszystko wyszło tak spontanicznie, jednak czuję w tym też pewną harmonię. Poświęcić się w imię tego, co kocham. Czy to nie jest piękne? Nie imponują mi pieniądze . Może dlatego często ich nie mam. Ale kiedy myślę o tym, że za ciężko (?) zarobione pieniądze mogę mieć kawałek ziemi w tak cudownym miejscu to aż nie mogę się doczekać mojego wyjazdu do pracy. Domek na wsi, proste życie w zgodzie z naturą. Zawsze o tym marzyłem! Dziękuje Ogrody Permakultury za tę możliwość! Niedługo kolejny tekst o tym co działo się podczas festiwalu, podczas którego świętowałem moje 30-te urodziny oraz mojej pierwszej podróży na stopa. Stay tuned! UWAGA!
Powyższy wpis jest uproszczeniem. Pomimo tego, że złapałem dobry kontakt z aktualnymi mieszkańcami, mój optymizm zostanie poddany próbie czasu. Przystąpienie do ekowioskowej społeczności jest długim i dość skomplikowanym procesem i nie jest to jedynie kwestia pieniędzy i chęci. Jak mówi stare chińskie przysłowie: pożyjemy, zobaczymy... |